sobota, 28 grudnia 2013

53. Wyniki candy

Na samym wstępie przepraszam Was za takie opóźnienie w wynikach. Święta i wiele innych spraw rodzinnych, które wyniknęły nagle spowodowały, że nie miałam nawet czasu tu zajrzeć, aby złożyć Wam życzenia.
Gdy jesteście już "po" całym zamieszaniu świątecznym, to mam nadzieję, że potrafiliście się zatrzymać i zauważyć te najważniejsze aspekty świąt (dla każdego coś innego) - rodzinę, czas, wiarę, miłość, odpoczynek. Gorąco Wam tego też życzę w normalnym okresie życia - na co dzień.

Tymczasem wracając do sedna sprawy: szybki post, bo niestety czas też mnie nagli. Zbliża się koniec roku, a ja mam jeszcze mnóstwo postanowień, które mam zamiar zrealizować. No i WOŚP się zbliża wielkimi krokami, a w tej sprawie też nie da się próżnować ;)

Losowanie odbyło się w formie tradycyjnej ;) Bardzo dokładnie sprawdzałam Wasze dodatkowe losy, czyli dodanie do obserwowanych czy polubienie profilu na Facebooku. Tym, którzy się na to zdecydowali - dziękuję mocno. Każda osoba więcej to dla mnie dodatkowa motywacja.

Tak przedstawia się "stosik" losów:


I zwycięzca: Magdalena K.


Proszę o kontakt na dariatworzy@gmail.com z przesłaniem danych do wysyłki.

Wszystkim gorąco dziękuję Wam za wszystkie zgłoszenia :) 

wtorek, 17 grudnia 2013

52. Organizer na łóżeczko

Ostatnio się chwaliłam zdjęciami, słownie, na prawo i lewo, że miałam okazję zrobić coś bardzo, bardzo specjalnego.

Tym czymś okazał się... organizer na łóżeczko. Okazja specjalna, bo dla bliskiej mi osoby, a w takich przypadkach dodatkowo wkłada się jeszcze większy ogrom serducha w pracę i wykonanie. Zwłaszcza, gdy to taki "pierwszy raz", jeśli chodzi o jakieś poważniejsze szycie poza torbami.

Dostałam od przyszłej Mamy materiał i konkretne wytyczne: kieszonki 3+2, zakładki i gumki ściągające, zapięcia na rzepy.

Oczywiście dla mnie najtrudniejszy etapem było wykrojenie. Ta niepewność, że coś utnę nie tak. Na szczęście się udało, oczywiście z niemała pomocą Mamy. Aby organizer nie był zwykłą szmatką, do środka włożyłam ocieplinę płaszczową - dzięki temu nabrał kształtów i wygląda zdecydowanie milej i plastyczniej na łóżeczku.

Oczywiście sporo problemów miałam z kieszonkami, zwłaszcza, gdy Mama rzuciła hasło "fastrygowanie". Ileż to człowiek nauczy się dzięki takim rzeczom ;) Ale moje zdolności szycia idą do przodu.

Przed świętami - specjalna misja, uszyć sobie sukienkę. Materiał już zamówiony, grunt to znaleźć czas w tym ferworze przedświątecznym.

Dodatkowo mam za sobą X-MAS KRAM w CSW w Toruniu, za który ogromnie dziękuję. Było tyle osób, że właściwie nie miałam też kiedy robić zdjęć swojemu stoiskowi, nie mówiąc o innych. Jakieś dwa mam, ale to następnym razem. Póki co - można szykować się jeszcze na dwa - w środę, w Bibliotece Głównej UMK, oraz w niedzielę w Mózgu, w Bydgoszczy. Zapraszam oczywiście :)

A teraz obiecany organizer :)






niedziela, 8 grudnia 2013

51.Zakupy na Kreatywnym Straganie

Z racji tego, że jestem fanatyczką zakupów w sklepikach z półfabrykatami i wszelakimi rzeczami, które mogą mi się przydać, to oczywiście nie przeszłam obojętnie wobec nowo otwartego sklepiku "Kreatywny Stragan". Choć jest już podobny (ale nie taki sam!) sklepik w sieci, to jednak w przypadku tamtego bezskutecznie czekam na dostawę potrzebnych mi przedmiotów. A w Kreatywnym - są! :)

Póki co sklepik specjalizuje się w produktach z przeznaczeniem dla osób lepiących modeliną, ale z tego co widać, to na bieżąco są dodawane nowości. Aktualnie zdecydowanie czekam na rzemienie, bo lubię, gdy w sklepiku, w którym kupuję jest różnorodność, a do tego jak wspomniałam - jestem fanatyczką zakupów, ale też podchodzę do tego racjonalnie, dlatego zdecydowanie lubię, gdy w sklepiku jest większość rzeczy, które akurat potrzebuję.

Tym razem oprócz potrzeby zakupienia miniaturowych filiżanek zachęciły mnie aromaty do modeliny. W sklepikowym świecie to pierwsza taka rzecz jaka spostrzegłam, dlatego zdecydowanym kliknięciem myszki dorzuciłam to do swojego koszyka ;) Z racji tego, że zbliża się okres świąteczny, zdecydowałam się na zapach piernika i cynamonu. Niestety, przy rozpakowaniu zamiast cynamonu znalazłam cytrynę, ale całkowicie rozumiem, że pomyłki się zdarzają, więc wybaczam ;) Co prawda jeszcze nie wiem do czego zużyję tę cytrynę, więc może po prostu dorzucę ją do Candy ;) Bądź co bądź - nie zmarnuje się ;) Aromat piernikowy już wypróbowałam i w połączeniu z modeliną pachnie nieziemsko. Ręce mnie potem kusiły piernikami przez cały dzień ;) Cieszę się jeszcze z koralików, bo bardzo uwielbiam ten motyw, a zazwyczaj znajdywałam je tylko w odcieniu niebieskim.

Ceny wg mnie nie są jakieś wygórowane, ani też jakoś specjalnie niskie, są po prostu standardowe. Przesyłka w szybkim tempie. Sama strona sklepiku jest przejrzysta, a dodawanie artykułów do koszyka jest fantastyczne, gdyż nie przekierowuje na inną stronę. Zdecydowanie ułatwia to zamawianie :)

Bardzo jestem ciekawa dalszego rozwoju Kreatywnego Straganu i zdecydowanie zajrzę na niego jeszcze nie raz ze swoim koszykiem ;)

A tu krótki skrót tego, co zamówiłam w swojej paczce.




Gratisy :)

Piernik i nieszczęsna cytryna ;)


A tu już napełniłam swój organizer zawieszkami :)



Zapraszam Was także do sklepiku, tu adres: klik!

A poza tym oczywiście zapraszam do Candy :) Zapisy do 23.12 :) klik!


wtorek, 3 grudnia 2013

50. Candy na okazje wszelakie

Może to nie jest wielkie osiągnięcie, ale "dobiegłam" wyjątkowo wolnym truchtem do 50 postu. Blog istnieje od delikatnie ponad roku, więc to nie jest imponująca liczba, ale cieszę się, ze tu nadal jestem, że mimo tego, ze były tygodnie przerwy, to wracałam. Aktualnie nauczyłam się już tego, że zwyczajnie, niektóe posty trzeba zaplanować wcześniej, a to też od razu uczy dyscypliny. Żeby nie być gołosłowną, to w tym tygodniu oczekujcie jeszcze nawet dwóch postów. Szaleństwo grudniowe bowiem się rozpoczęło na maksa!

Świąteczne kiermasze dyszą mi nad karkiem i krzyczą do ucha "Daria, rób, Daria, rób!", a tymczasem gonią mnie dodatkowe obowiązki. Jednak wielką frajdę sprawiła mi ostatnia sobota, gdy dosłownie przez cały dzień siedziałam przy maszynie, a potem brudziłam palce w modelinie. Ach. Czasem potrzeba takiego pstryczka w nos, żeby działać na pełnych obrotach. Ale nie narzekam, bo w pełni to lubię :)

Z racji tego, że u mnie tyle rzeczy do radości, chciałabym sprawić też Wam trochę radości. Z tej okazji małe Candy. Czasu jest niewiele, ale mam nadzieję, że przygotowane przeze mnie przydasie zachęcą Was do zgłoszeń.


Tym razem przygotowałam dla Was mnóstwo rzemieni - zamszowych, syntetycznych, neonowych, kauczukowych, sznurków skręcanych, gumki jubilerskiej, żyłki jubilerskiej.



Poza tym paczuszkę kolorowych koralików: drewnianych, szklanych, plastikowych.


Nie obędzie się oczywiście bez półfabrykatów: zawieszek, bigli, ćwieków, końcówek do wklejania, karabińczyków, pierścionków, ogniwek.


Zasady:
1.Umieścić zalinkowany baner do tej notki na swoim blogu.
2.Opcjonalnie: Polubić fanpejdź na facebooku (dodatkowy los)
3.Opcjonalnie: dodać blog do obserwowanych (dodatkowy los)
4.Umieścić komentarz ze zgłoszeniem zawierającym adres do Waszego bloga. Poza tym prosiłabym Was o napisanie tytułu Waszej ulubionej piosenki/kolędy świątecznej. Zbieram playlistę i Wasze propozycje bardzo mi się przydadzą :)  Jeśli polubiliście dodatkowo fanpejdź, proszę Was o podanie imienia i pierwszej litery nazwiska. Jeśli dodaliście bloga do obserwowanych: nick, pod którym obserwujecie.
5.Zgłoszenia przyjmuję do 23.12. Wyniki zostaną podane następnego dnia 24.12, koło południa :)
6.Koszt przesyłki pokrywam ja. 
7.Jeśli zgłoszeń będzie sporo, przewiduję drugą nagrodę w postaci rzeczy ze sklepiku.

Zapraszam Was mocno :)


poniedziałek, 25 listopada 2013

49.Projekt specjalny

Oprócz ferii wielu obowiązków, jak przygotowanie do targów świątecznych, pisanie prac na zbliżającą się sesję (tak, tak, tym razem myślę o tym wcześniej niż zwykle ;)), czy organizacji Finału WOŚP u siebie w mieście, odnajduję moment na zrobienia czegoś wyjątkowego. Zarówno dla mnie, jak i dla małej osóbki, która niedługo zawita na ten świat.

Nie będę jeszcze zdradzać co to jest. Jedyne co wiem, to to, że to pierwszy dla mnie, większy projekt, po standardowych torbach. Samo planowanie, krojenie materiału, powodowało u mnie trzęsawkę na samą myśl, że mogę coś uciąć źle.W ten weekend planuję zacząć wszystko zszywać, zobaczymy, jak się uda. Choć to niezwykle prosta sprawa, to ja cieszę się jak dziecko, że dostaję impulsy ku temu, żeby robić coś więcej i więcej.

Póki co migawka głównie materiału, ale spokojnie, na resztę przyjdzie pora :)



niedziela, 10 listopada 2013

48. W kwestii włosów

Dziś post, który będzie całkowicie odbiegający od tego, co głównie tu znajdowaliście. Dziś coś, co tkwi w mojej głowie od kilku tygodni, aż teraz myśl przeszła do czynu.

Czy zastawialiście się może kiedyś, ile siły człowiekowi (a zwłaszcza kobietom) dają włosy? Fryzura, albo po prostu jakaś typowa cecha charakterystyczna, z którą zawsze się identyfikowaliście. Ja tak mam z dreadami. Mam je od dwóch lat i choć może niektórym wydawać się to krótki odcinek czasu, dla mnie to tak naprawdę okres najważniejszych lat życia. Podczas posiadania dreadów w moim życiu wiele się zmieniało, do wielu decyzji dorastałam. Dlatego jakoś obecne życie mocno im przypisuje. Mam wrażenie, ze doszłam nawet do takiego stwierdzenia, że dready tak mocno mnie charakteryzują, że bez nim staję się "nikim". Dość mocne słowa, ale niestety tak jest. Dodatkowe stwierdzenia ludzi, że super człowiek w nich wygląda itp., wcale nie sprawia, że ma się łatwiej, gdy podejmuje się tą najtrudniejszą decyzję - ścięcie.

Dlaczego chce je ściąć? Chyba głównym powodem jest niewygoda, zwłaszcza podczas intensywnych zajęć tanecznych, które spotykają mnie dwukrotnie w tygodniu oraz przy dodatkowych warsztatach. Ich długość, "grubość" oraz intensywność wysiłku powoduje tak sporą niewygodę, że po każdych zajęciach wychodziło się z morderczym zamiarem chwycenia za nożyczki. Jednak to nie jest prosta decyzja, zwłaszcza, gdy z jednej strony osoby takie jak Mama, Babcia, Ciotki, które cieszą się na samą myśl, że je zetniesz (tu włącza się tryb buntownika) kontra znajomi, którzy twierdzą, że dlaczego chcesz ściąć, przecież tak ekstra wyglądasz. Na szczęście znajdzie się kilku przyjaznych, którzy wiedzą co to za ból ścięcia aż tak charakterystycznej fryzury.

Nie jest łatwo.

Istnieje niebezpieczna myśl w głowie, która krząta się, krzyczy, że halo "już nie będziesz takim samym człowiekiem", "teraz już Cię ludzie nie będą tak lubili", "zobaczysz, jak będziesz beznadziejnie wyglądać".
I nawet nie wiecie, jak ciężko jest schować te myśli przed główną ideą - POTRZEBUJĘ ZMIANY!

Ból ścięcia pierwszego był rozpaczliwą ucieczką od tego ostatecznego dźwięku "ciach". Wszystko, naprawdę wszystko wewnętrznie bolało i krzyczało "nie rób tego!". Bicie się z własnymi myślami, jest chyba najcięższą walką w naszym życiu. A na pewno w moim.

Aktualnie kończę ścinanie. Notkę piszę, ponieważ w mojej głowie znów pojawił się strach. "Czy dotknę tej anonimowości, przed którą tak bardzo się bronię?".  Czy będę mocno żałować? Już żałuję. Ale tylko tego, że tak głupie myśli wpadają mi do głowy. Nawet jeśli dla niektórych stanę się kimś innym, tylko dlatego, że zmieniłam fryzurę, to może faktycznie nie warto budować takich znajomości. Chcę budować swoją pewność siebie od nowa. I choć będzie ciężko, to robię to z premedytacją i z siłą walki.

Trzymajcie kciuki ;)

A tu - ostatnie zdjęcie w dredach - dziś rano. Na pamiątkę ;)



wtorek, 29 października 2013

47. Zwierzątka na głowy

Dziś kolejna dawka ciepłych czapek, zwierzątka zaczynają dominować ;) I co więcej -to nie koniec, bo mam jeszcze trochę tego do pokazania.

Coraz bardziej zaczyna doskwierać mi przy robieniu zdjęć, brak odpowiedniego światła, dlatego zaczynam się poważnie zastanawiać nad zrobieniem hendmejkowskiego namiotu bezcieniowego ;) Zobaczymy, może wyjdzie ;) No i zdecydowanie brak małych główek, żeby pokazać na kimś te czapeczki.

Spokojnie, oczywiście oprócz czapek pojawią się też inne rzeczy :)




niedziela, 20 października 2013

46. Ciepło w uszy!

Idzie jesień, a w uszy ciepło musi być!

Dlatego dziś pierwsze dwie z gromadki czapek, które natworzyła już Mama. Pani Sowa i Pan Pingwin. Wersja dziecięca, ale oczywiście jest szansa też zawsze na wersję wyrośniętą ;)

Aktualnie z Mamą wpadłyśmy trochę w wir porządkowy, próbujemy udobruchać nieład w pokoju, który chcemy przemianować na pracownię z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście do tego niestety będzie potrzeba mnóstwo czasu, no i funduszy, ale póki co staramy się kombinować z tego, co mamy.

Ale radujcie się radosnymi czapeczkami. Mi się buzia śmieje od razu :)



poniedziałek, 14 października 2013

45. Sowia rodzinka

No cóż. Jesień za pasem, mgła niebezpiecznie wkracza przez szpary w oknach i nieustannie walczy z ostatnimi promieniami Słońca. Zwykłe szaliczki przestają wystarczać, a dziś rano odczułam nawet potrzebę ubrania rękawiczek (których oczywiście nie miałam). Jesień to też fantastyczny czas na wdrażanie nowych idei, pomysłów, sposób na życie, postanowień. Nie ukrywam, że no cóż, mam ich kilkanaście. Odkrywanie co rusz nowych blogów powoduje, że robię kolejną listę z zadaniami na teraz, na przyszłe lata, marzenia. Nagle zaistniała we mnie potrzeba spisania tego wszystkiego na kartkę, a przede wszystkim - zastanowienia się nad tym. Uroki jesieni? Też tak macie? Że na Waszej tablicy, w pamiętniku, zeszytach z przemyśleniami, kalendarzach listy rosną jedna na drugiej i wbrew pozorom sprawia to Wam frajdę? Choć czasem też rozpacz, że tyle rzeczy, a tak mało czasu na to wszystko. 

Ale, żeby nie było zbyt refleksyjnie - dziś w poście małe, kolorowe sowy, która mają za zadanie ocieplać tegoroczną jesień i zimę. Póki co w formie bez zastosowania, gdyż nie wiem, czy doczepiać im breloczki, a może tasiemki. Coś wymyślę. Robota oczywiście Mamy, jedna nawet (ta różowa) udziergana przez Babcię (tak jakoś cała rodzina zaczyna się wkręcać w to "tworzenie" :)).


piątek, 27 września 2013

44. W szybkim pędzie

 Moi drodzy, wybaczcie, że od ostatniego wpisu z wyzwaniami mija tyle czasu, ale aktualnie dość sporo fruwa ważnych rzeczy między mną - przeprowadzka, nowe studia (no dobra, prawie nowe) i ostatni miesiąc pracy. Właśnie - bo ważną informacją jest to, że na dniach kończę pracę (rok bycia barmanką - specyficzna, ale i często satysfakcjonująca praca ;)), więc będę miała czasu, a czasu, na spokojne wieczory przy tworzeniu. A że idzie jesień, to razem z Mamą narobiłyśmy parę nowych ciekawych rzeczy. No dobra, póki co, zrobiła Mama, ja dopiero zaczęłam. Ale do jesieni jesteśmy już przyszykowane. Jak zwykle na ostatnią chwilę (bo tu niektórzy zaczynają przygotowywać się do zimy i Bożego Narodzenia), ale tak już mam, że żyję w pędzie, to i wiele rzeczy przychodzi na ostatnią chwilę.


Zatem wybaczcie za tę nieobecność i kolejną przez następne dni, gdy będę próbowała się zadomowić w nowym pokoju. Na pocieszenie - nowa torba, do ręki. Na jej podstawie powstała jeszcze jedna - na zamówienie, prostokątna, ze specjalnym życzeniem - żeby mieściła dziennik i zeszyty z kartkówkami ;))




niedziela, 15 września 2013

43.Wyzwanie Dzień VII - Zdjęcie z przeszłości

Przyznam się, że miałam u problem. Zastanawiałam się, co powinno się tutaj znaleźć. Szukając w folderach, myślałam, o czym warto tutaj, Wam, wspomnieć. Koncert? Może jak byłam mała? Czy warto wstawiać moje zdjęcie, jak jeszcze froterowałam podłogę na czworakach? A może moje ulubione porównanie mnie i mojej Mamy, z legitymacji szkolnej z klasy pierwsze, na których wyglądamy identycznie. Jednak grzebiąc w plikach, odnalazłam folder "Wspomnieniowe Bydgoszcz". Otóż. Jak wielu z nas rzuca co chwila po Polsce, świecie, tak samo ja, nie zaznałam w swoim życiu jednego, stałego miejsca. Swoje całe dzieciństwo, gimnazjum, spędziłam w Bydgoszczy. W mieście do którego aktualnie mam specyficzny stosunek, z jednej strony uwielbiam, z drugiej nienawidzę. Z jednej mnie nieustannie fascynuje, z drugiej nudzi. Z jednej przywołując wspaniałe wspomnienia, ludzi, z drugiej, nieprzyjemne okoliczności, z którymi musiałam też się tam borykać, i które do tej pory jakoś mają wydźwięk w moim otoczeniu. Miasta, do którego lubię wracać, ale które uwielbiam też opuszczać. I mimo specyficznego stosunku, który dodatkowo wywołuje fakt, że aktualnie studiuję w Toruniu (wieczna opozycja: Bydgoszcz - Toruń), to lubię tę B(rz)ydgoszcz.

Dzieciństwo spędziłam właściwie na podwórku. Nie posiadaliśmy komputera, ale mieszkaliśmy w starej kamienicy, która posiadała wokół siebie stare zabudowania: szopy, strych. Miejsca, gdzie razem z innymi dzieciakami uwielbialiśmy odkrywać kolejne skarby. Na zdjęciu widzicie strych. Był podzielony na dwie części  - pierwsza, gdzie wieszano pranie, a dla nas, małych szkrabów służyło jako miejsce ucieczki przed rodzicami, "innym miastem" w podwórkowych zabawach, czy schronieniem przed chwilowym deszczem. Albo po prostu uwielbialiśmy tam się gonić przy okazji zrzucając białe, wyprane pościele na zakurzoną podłogę. Druga część strychu była dla nas zawsze wielką niewiadomą. Zamkniętą. Nawet nie wiecie jak bardzo byliśmy "podjarani" faktem podkradnięcia kluczy i dostania się w zakazane rejony. A tam najprawdziwsze skarby. Stara, przedwojenna apteczka, kaski wojskowe, stare książki, rowery, klatki dla ptaków. Wyspa skarbów, na której mogliśmy być kilka minut, z obawy przed tym, że rodzice nas nakryją, gdzie jesteśmy.  Wspaniała sprawa.

Zdjęcie, które widzicie, oczywiście nie pochodzi z okresu mojego dzieciństwa. Dwa lata temu postanowiłam, że będąc w Bydgoszczy, przy okazji pospaceruję po dawnych okolicach. Z tych zdjęć zrobiłam album, z którego jest właśnie to zeskanowane zdjęcie. A w albumie urywki, które nadal się zachowały w rzeczywistości i grają taką rolę dla mnie kiedyś i teraz.



Tu inne zdjęcia uczestniczek: klik!   I tu dziękuję Uli, która jest inicjatorką tych wszystkich fotograficznych wyzwań. Piękna sprawa, zwłaszcza dzisiejszy dzień. Nostalgicznie się trochę tu u mnie zrobiło ;)  A jutro na blogu już wracamy jednak do normalnej, rękodzielniczej rzeczywistości ;)

42.Wyzwanie Dzień VI - Niebo

Znów z delikatnym poślizgiem, ale to głównie dlatego, że niestety wczorajsze niebo nie sprzyjało mi jakoś. Dziś w zasadzie bez zmian, ale wymyśliłam jak je "ugryźć". To ono. Niebo, które widzę rano, gdy otwieram oczy, w rodzinnym domu. Takie bezpieczne niebo.


A tu inne nieba uczestniczek:  klik!

piątek, 13 września 2013

41. Wyzwanie Dzień V - Na biurku

Dobrze, się stało, że jestem w studenckim mieszkaniu, bo tu chociaż mam biurko (albo po prostu stół, który udaje, że jest biurkiem). Zaczynam się powoli wyprowadzać, zatem rzeczy już coraz mniej tutaj, "biurko" trochę opustoszało, ale nadal coś ma jeszcze ze mnie. W sensie, jeszcze je jakoś czuję. Standardowo służy za miejsce pracy studenckiej, twórczej, czy "laptopowej".


A tu chaosy i porządki na biurkach u innych uczestników: klik!

40. Wyzwanie Dzień IV - Lista

Z delikatnym poślizgiem wrzucam swoją listę - niestety - praca czasem wyrywa człowieka mocno z kontekstu, zwłaszcza wtedy jeśli jest ona nieregularna, "niecodzienna" i wciągająca godziny, w których człowiek posiada największą aktywność "domową".

Zatem. Moja lista. Myślałam chwilę w jaki sposób mam do tego podejść, ale doszłam do wniosku, że zaprezentuję tutaj Wam coś strasznie banalnego. Listę, która kiedyś (choć może nadal) była bardzo popularna u wielu blogowiczek. Polega na spisaniu sobie 100 rzeczy, które chciałoby się zrobić w ciągu 1000 dni. Ten czas to ok. trzy lata, zatem zadania mogą być czasoodległe, wymagające nakładu czasu, dłuższego wysiłku. Moja lista zostanie całkowicie w mych prywatnych zasobach. Co jest dodatkowo ciekawego w tej liście? Że dodatkowo umożliwa Ci oszczędzanie kilkunastu złotych. Za każde spełnione zadanie - wpisujesz datę i wrzucasz określoną sumę (ja 5zł) do skarbonki. Natomiast gdy po tych tysiącach dni zrobisz bilans, za każde niespełnione - przekazujesz 5 zł na wyższe cele - potrzebującym, akcje charytatywne. To nie jest dużo, no i oczywiście nie powinno przysłaniać nam idei samych 100 zadań, które często są dla nas mocno mobilizujące, których się baliśmy. Tu kawałek mej listy, bez zdradzania moich własnych zadań.



A tu listy innych uczestników wyzwania: klik!

środa, 11 września 2013

39. Wyzwanie Dzień III - 13.00

No cóż. Dosłownie potraktowana akurat dziś u mnie godzina 13.00 wyszła... dość nieporządnie. Dziś bowiem dzień wielkich remontów i sprzątania u mnie w domu, co objęło również mój pokój. Dobrze, że poprzestawiałam szafy, bo inaczej resztki choinki z pod niej doczekałyby się kolejnych świąt. Nie wiem na jak długo wytrwa ten stan umeblowania (zastawiłam kaloryfer łóżkiem), ale, no cóż. Się okaże, póki co jest mi wygodniej. Jeszcze cały dzień ogarniania pokoju, potem remontowanej łazienki razem z Mamą i będzie można odpocząć przy filmie (bo kreatywnie to również różnie bywa, ale uszyłam wspomniane torby nareszcie! pokażę po zakończeniu wyzwania :)).

Zatem - wybaczcie za te nikłe walory estetyczne zdjęcia, ale w takim czymś dziś się obracam przez cały dzień ;)



A tu można podpatrzeć, co inne uczestniczki wyzwania poczyniały o godz. 13.00 - klik!

wtorek, 10 września 2013

38.Wyzwanie - Dzień II - Ulubiony napój

Jak wstałam rano i chciałam chwycić za szklankę i pierwsze, co sobie nalać - woda niegazowana. I z takim zamiarem chodziłam po mieście, że jak wrócę, to wrzucę tu zdjęcie szklanki z wodą. Traf tak jednak chciał, że po drodze zahaczyłam o sklep, a tam kupiłam sobie - a jakże - mój ulubiony sok. Sok, którym żywię się codziennie od dwóch tygodni (taką sobie zdrową dietę urządziłam ;)), do tego jest z moich okolic (czyli produkt regionalny), a najważniejsze - jest przepyszny. Uwielbiam wszystkie wariacje Marvitowe, jednak Jednodniowy Sok Marchewkowy jest moim najkochańszym faworytem. I dopóki nie dorobię się kiedyś sokowirówki, to będę go spijać. No chyba, że w końcu moja studencka kieszeń przestanie mi pozwalać kupować tak zdrowe rarytasy. Polecam zdecydowanie (sok ananasowy jest też przewspaniały! Albo jabłko z winogronami!). Ogólnie - pijcie dużo marchwi! Ja się do niej przekonałam :)



Tutaj znajdziecie inne ulubione napoje uczestniczek wyzwania na blogu Sen Mai: klik!

poniedziałek, 9 września 2013

37. Wyzwanie, dzień 1 - Mina

Postanowiłam, że od tego miesiąca zaczynam zabawę wyzwania fotograficzne, które prowadzi Ula z bloga Sen Mai. Co miesiąc, przez siedem dni (czyli niedużo!) codziennie należy wstawiać zdjecie, zrobione na potrzebę wyzwania. I co miesiąc tematy są inne. 

Zatem - dziś dzień pierwszy. Mina. Postanowiłam trochę niby kreatywnie do tego podejść, ale z drugiej strony dzisiejszy brak czasu nie dał mi możliwości na większe kombinatorstwo. Zdjęcie z chwili. Mina, z którą nie rozstaję się na co dzień. Ten świat zadziwia ;)



wtorek, 3 września 2013

36. Stojak na biżuterię

Już od dość dłuższego czasu zastanawiałam się co zrobić z tą moją niefortunnie poukładaną biżuterią. Z racji tego, że prowadzę też życia na dwa mieszkania (studia i dom rodzinny), musiałam sobie poradzić dwukrotnie. W przypadku mieszkania studenckiego wykonałam dużą szkatułkę z przegródkami ozdobioną decoupage, z motywem obrazu Pocałunek Klimta. Oczywiście to nie załatwiło do końca sprawy, ponieważ nadal moje wszystkie naszyjniki, wisiorki leżą byle jak w innej, kupnej szkatułce. Dość problematyczne, bo wszystko poplątane i w ogóle (na pewno znacie ten problem). Z tym trzeba będzie sobie poradzić, ale to już na nowym mieszkaniu, bo przeprowadzka w końcu za miesiąc.

Natomiast w moim "rodzonym" pokoju postanowiłam trochę poszperać w internecie i poszukać inspiracji, co zrobić tutaj. No i na pomoc przyszedł mi ten "pin", z którym na pewno niejedna/niejeden z Was mieli do czynienia:


Zainspirowałam się ramką, w której w środku przybite są suche gałązki. Moja jest dość skromna, malutka. No i biżuterii też na razie nie za dużo, bo większość w Toruniu, ale ważne, ze wygląda to estetycznie i wszystko jest na miejscu.

Ja zdecydowałam się na czarną ramkę, gdyż wisi ona na czerwonej ścianie i pasuje do małej komódki z wikliny, która jest również w ciemnych kolorach. Wykorzystałam oczywiście starą ramkę ;) Póki co przybiłam mało gwoździków, żeby nie "zagęścić" jej zbyt bardzo, jednak im więcej będzie mi się pojawiać biżuterii, tym może będę zmieniać ramkę ;)

Tak prezentuje się na ścianie z wyposażeniem:



Zachęcam Was też do takiego kreatywnego podejścia do segregowania własnej biżuterii. Piękna sprawa, zarówno w robieniu jak i w efekcie końcowym :)

wtorek, 27 sierpnia 2013

35. Zwycięstwo!

No i udało się, moi drodzy! Wszyłam te felerne zamki! Nadal nie mogę się nadziwić co prawda, jak bardzo krzywo to robię, ale cały czas się pocieszam, że po prostu muszę nabrać wprawy.  Kieszonki do toreb gotowe, powstanie ich póki co pięć, bez aplikacji, póki co tzw. czyste, ale w piękne wzorki. Dziś taki przedsmak jednej z nich, która powstała z... zasłony znalezionej w jednym z lumpeksów, gdy byłam w te wakacje na warsztatach tanecznych w Połczynie Zdrój. Polowałam na nią przez tydzień, aż w końcu kupiłam za grosze. Wspaniałe jest to, że jest tak duża, że można zrobić z niej mnóstwo niesamowitych rzeczy. I ma prześliczną aplikacje, kwiatki mnie zauroczyły doszczętnie. I póki co powstała pierwsza torba właśnie z tej zasłony, niestety na kolejne zabrakło mi płótna na rączki, więc najpierw wyprawa do sklepu, a potem trzeba będzie dokończyć swój "powrót po latach" do maszyny.

Torba jest prosta, nie ma podszewki (do takiego levelu jeszcze nie dotarłam, ale kto powiedział, że nie dam rady?), ale ma w środku małą kieszonkę zapinaną na zamek. Sama torba zapinana na zapięcie magnetyczne.





sobota, 24 sierpnia 2013

34.Dziś starcie numer jeden

Jako, że postanowień parę sobie postawiłam takich rękodzielniczych, to postanowiłam w końcu to wdrążyć w moje życie. Jako, że szykuje się trochę zmian i tym podobnych (ale na tym bardziej prywatno - zawodowym gruncie, nie rękodzielniczym ;)), to chyba wchodzi we mnie jakaś pokusa walki z paroma błahostkami, wobec którymi czasem uciekałam. Np. wszywanie zamków :P Tak moi drodzy, jestem niedojdą w tej kwestii. Za każdym razem przy chwili wszycia zamka do torebki wołałam do mojej Mamy o pomoc. Dziś się jednak nie dam ;) Szyję właśnie parę nowych, płóciennych toreb (po rocznej przerwie - brawa dla mnie), no i postanowiłam, że nie mogę się dać jednemu, głupiemu zamkowi ;) Zwłaszcza, że BURDA w tym miesiącu ma u siebie parę ślicznych rzeczy, które krzyczą do mnie "uszyj nas Daria, uszyj!", więc no cóż - nie dam się bezwzględnym, krwiożerczym zamkom ;)

To tyle jeśli chodzi o kolejne wieści z frontu. Żeby nie było pusto to wrzucę tym razem coś mojego :P
kilka bransoletek zrobionych już w odleglejszych czasach ;)

Trzymajcie kciuki, aby następne były tu torby :)





poniedziałek, 12 sierpnia 2013

33. Drobne torebeczki

Z linii frontu: jakoś tak się składa, że za prawie miesiąc mija rok tego bloga. Jak widać, nie zrobiłam wielkich postępów, głównie to tu Mama się zrobiła wielką rozwijaczką, za co jej chwała, bo chociaż mam tu co jakiś czas co pokazywać. Oczywiście, nie to, że sama nic nie robię, ale dopóki pracuję, to trochę odpadam z tego "kreatywnego życia". Jednak z Mamą mocno walczymy, żeby jakoś się trzymać na wierzchu, czego wynikiem będą tutaj niedługo pewne zmiany, ale o tym następnym razem. Z ważnych informacji to to, że po raz pierwszy w rodzimym mieście będziemy ze stoiskiem na Jarmarku królowej Anny 17 sierpnia. Dość to zabawne, że w tylu miejscach byłyśmy z tym, co robimy, ale nigdy u siebie, na miejscu. Zatem będzie chwila sprawdzenia się na własnym gruncie.

Póki co, zostawię Was z Mamowymi ( a jakże!) małymi torebkami. Wszystkie zawieszone są na paskach z eko skórki, a z wierzchu mają broszkę sutaszową. Zapinane magnetycznie.



niedziela, 28 lipca 2013

32. Bajkowe tildy

Często razem z Mamą mamy takie momenty, że siadamy przed komputerem i podziwiamy rękodzieło, zastanawiając się, co samemu by się w tym zmieniło, albo po prostu wykrzykując "ochy" i "achy". Tak też stało się z tildami, co do których są różne podejścia. Jedni je uwielbiają za całkowitą prostotę, urok, a inni nie mogą patrzeć na te niezgrabne ciałka. My uległyśmy zdecydowanie urokowi tild, jednak jak to my, zastanawiałyśmy się, w jaki sposób ukazać je też inaczej. No i Mamie wpadł pomysł bajkowych tild. No i tu zaczęły się wbrew pozorom schody, bo dużo jest bajek, gdzie są same księżniczki, a nie tylko o takie postacie nam chodziło. Na chwilę obecną Mama wymyśliła dwie serie. Pierwsza to postacie z Czerwonego Kapturka: Czerwony Kapturek, Babcia i Wilk. A druga bajka, to Kopciuszek, w której znalazł się tytułowy Kopciuszek i Wróżka Matka Chrzestna. Jak to z tildami bywa, zawsze najwięcej roboty jest z ubrankami, a przy niektórych postaciach Mama naprawdę zachwyciła (przynajmniej mnie ;))

Moi drodzy, oto bohaterzy dzisiejszego wpisu:


Czerwony Kapturek. Niestety mam tylko już takie zdjęcia, bo przed "prawdziwą sesją zdjęciową" Kapturek znalazł swoją właścicielkę. Kapturek miał koszyczek z mnóstwem malutkich warzyw zrobionych na szydełku. Tu jeszcze na zdjęciu grupowym:



Babcia Czerwonego Kapturka. Starsza Pani, z chustą i koralami zrobionymi na szydełku :)



Groźny Wilk w spodniach na szelkach! Wilk oczywiście ma jeszcze przebranie Babci, żeby mógł przestraszyć Kapturka :)


A tutaj postacie z Kopciuszka:


W fartuszku, aby tylko mógł zaraz przeistoczyć się w prawdziwą księżniczkę:




Na sukience ma śliczne, malutkie różyczki :)



A w tym wszystkim pomogła Kopciuszkowi jej Matka Chrzestna Wróżka:)








I jak wyszło? :) A to dopiero początek przygody z bajkowymi tildami :) Wszystkie oczywiście mają zdejmowane ubranka, zapinane na rzepy :)